Znajomy, który nas odwiedził, jest malarzem. Wieczorami (i nie tylko) rysuje coś sobie, przygotowuje kolejną pracę. Atrej bardzo go polubił, nie odstępuje go na krok. Podgląda go i naśladuje.
Wczoraj postanowił mnie narysować (jak wujek ciocię). Usiadłam więc pozować, dziecko rozłożyło materiały, patrzy na mnie, patrzy na kredki, patrzy na mnie i stwierdza: - Jesteś cielista! - I zaczął od wypełniania mi kolorem nienarysowanej jeszcze twarzy.
Kończąc dzieło, dorysował mi we włosach kwiatka i zasugerował, że tak powinnam się od tej pory nosić. Potem patrzył długo na swój obraz i westchnął z uznaniem: - Jesteś piękna, mamo...